Recenzja filmu

Moje dni z Mercy (2017)
Tali Shalom-Ezer
Kate Mara
Elliot Page

Miłość w czasach śmiertelnego zastrzyku

Trudno rozstrzygnąć, czy "Mercy" jest bardziej skomplikowaną historią miłosną aktywistek z przeciwnych stron barykady czy debatą o karze śmierci przemyconą pod płaszczykiem absorbujących
Trudno rozstrzygnąć, czy "Mercy" jest bardziej skomplikowaną historią miłosną aktywistek z przeciwnych stron barykady czy debatą o karze śmierci przemyconą pod płaszczykiem absorbujących wydarzeń. Jednak z której strony by nie spojrzeć – film angażuje bez względu na poglądy.

Od pierwszych scen zarysowany zostaje główny nurt, w którym płynąć będzie fabuła. Wyroki śmierci, na początku obrazowane ostatnim posiłkiem skazanego, wykonywane są w wielu Stanach i gromadzą zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Mimo że w dniu egzekucji aktywiści nie mają już wpływu na przebieg wydarzeń, głośno manifestują swoje poglądy – proszą o litość i uszanowanie ludzkiego życia z jednej strony i domagają się sprawiedliwości dla rodzin ofiar z drugiej. Niełatwo opowiedzieć się za którąś z nich, nie mając w zapleczu osobistej historii, która gwałtownie każe wyzbyć się złudzeń i walczyć nie dla ogólnych haseł wypisanych na sztandarach, ale dla uciszenia własnych demonów. Ale tego w najnowszym obrazie Tali Shalom- Ezer mamy akurat aż nadto.

Mercy – nomen omen – przybywa ze swoimi rodzicami pod mury więzienia, gdzie zaraz zostanie wykonana kara śmierci. Ten dzień ma szczególne znaczenie dla jej rodziców – śmiertelny zastrzyk otrzyma zabójca kolegi jej ojca. Ma to przynieść swego rodzaju ulgę całej rodzinie, ale też tym, którzy zgromadzili się, by wspierać prawo zezwalające na pozbywanie się przestępców w sposób ostateczny. Lucy, o której na początku wiemy tylko, że jest przeciwniczką kary śmierci i wraz ze swoim rodzeństwem przemierza Stany camper vanem za cel obierając miejsca protestów, będzie musiała skonfrontować swoje poglądy.

Wraz z biegiem wydarzeń dowiadujemy się coraz więcej o przeszłości obydwu bohaterek oraz powodów, dla których wybierają spędzać słoneczne dni na polach pod zakładami karnymi uzbrojone w transparenty i wymowne hasła. Z każdą kolejną sceną Mercy i Lucy zbliżają się do siebie, mimo różniących ich przekonań i skrajnie odmiennej sytuacji życiowej. Paradoksalnie im bardziej wszystko się komplikuje, tym większe uczucie rodzi się między nimi, ostatecznie doprowadzając do płomiennego romansu. Kara śmierci schodzi na trochę dalszy plan, ustępując miejsca lesbijskiej dramie – która jest nie mniej absorbująca niż główny wątek filmu.

Kate Mara i Ellen Page świetnie spisały się w rolach targanych sprzecznymi emocjami dziewczyn. Każda z nich reprezentuje inne poglądy amerykańskiego społeczeństwa. Sportretowały postawy bazujące na stereotypach, ale nie po to, żeby owe stereotypy wzmacniać ale żeby skonfrontować z nimi odbiorcę i zachęcić do refleksji. Bo wszystko, w tym kara śmierci, wygląda inaczej z osobistej perspektywy. Film nie oferuje prostych odpowiedzi ani ostatecznie nie neguje żadnej z postaw. Litość należy się zarówno rodzinom ofiar, jak i rodzinom skazanych. Bo to one, po wykonaniu śmiertelnego zastrzyku, zostaną z tą sytuacją same.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones